niedziela, 28 kwietnia 2013

wedding time.

Pierwsze wesele tego roku (póki co zapowiada się też, że ostatnie).
Przesympatyczne, swojskie, bardzo rodzinne.
Młoda jest na mojej TopLiście organizatorów - totalnie bezstresowych:
Oj... nie kupiliśmy? ...nie ma?.... spoko, obejdzie się.

BARDZO mi się podobało, bawiłam się brawurowo, choć muszę przyznać, że dzień był zwyczajnie ZA długi, a mój organizm po jeździe konnej wykończony.
Wszystko jednak nie zmieniło faktu, że tę uroczystość i przyjęcie kwalifikuje jako jedno z najlepszych, na jakich byłam ;-)
Dlatego też strasznie ciężko mi wybrać zdjęcia, które warto tu umieścić :-)
I... pewnie jeszcze coś dodam, w końcu fotografów było... aż troje ;-)

 
A poniżej i ja w ciągu całego dnia :-)


...a gdyby rozlać do butelek
wszystko, co razem się wypiło
takie wesele, takie wesele...
jeszcze się nigdy nie zdarzyło ;-)

sobota, 27 kwietnia 2013

appy orsie.

W ramach spełniania wszelkich życiowych postanowień, z mojej strony, i nieokiełznanej potrzeby uprawiania sportu... wybrałyśmy się na jazdę konną.
Odstresowanie się w 100% wykonane. W pewnym momencie przypomnienie sobie, czym właściwie zajmuję się w życiu było arcytrudne, a nawet własnego nazwiska nie byłam pewna!
Pustka - dosłownie.

Wrażenia - super.
Tego się nie zapomina, a jednocześnie nie pamięta się, że to taka frajda :-)
Dodatkowo - dziś czuję, że MAM nogi i tyłek ;-)


Pod skorupą antycznej starej panny kipiał przepełniony pasją uśpiony temperament.
Wysublimowana inteligencja używająca słów niczym sztyletów.

instant.

Czyli miesięczna dawka tego co udało mi się, bądź nie udało, wrzucić na Istagram... i nie tylko ;-)


I to już (almost) end of Kwiecień.

czwartek, 25 kwietnia 2013

loveLY DAY.

Jakby ktoś chciał wiedzieć, gdzie aktualnie jest (i przez parę dni będzie) moja głowa - oto podpowiedź ;-)

 

środa, 24 kwietnia 2013

tłenti tu.

Szukając czegoś nadzwyczaj ISTOTNEGO i decydującego, właśnie w tym momencie, o ŻYCIU i ŚMIERCI (i choć już nie pamiętam nawet, co to było) wyciągnęłam i odkurzyłam od wieków nie używany dysk.
Dysk, który swoją historię ma, a jeszcze większą kryje.

I tak...
Po 1. Usunęłam wszelką muzykę, którą kiedyś namiętnie nielegalnie kolekcjonowałam. Dziś wydaje mi się to absurdem. Na co dzień wystarcza mi całkiem legalna playlista na YouTube (nie wspomnę, że nawet filmy reklamowe ściągałam i przechowywałam na dysku, bo któż to wiedział ile YT przetrwa?), a w pozostałych przypadkach (czyt. na potrzeby S3) sama siebie skazuję na kupno oryginalnych plików przez iTunes ;-)
Bądźmy prawi! Takie ot, chwytliwe hasełko.
Owszem tania impreza to nie jest, ale mam przynajmniej tylko to, co mi się naprawdę PODOBA.
Niestety, na komputerze istnieją jakieś lewe kopie klasyków, które sukcesywnie kasuje... jak tylko uzbieram na kolejną porcję iTunes ;-) (chwilowo nie zbieram...)
Po 2. Szczęśliwie zanim kliknęłam delete przy folderze music zajrzałam do niego. I co? Same skarby! Przykładowo, folder z takimi sklejanymi ze zdjęć filmikami! Owszem, dziś tworzenie ich wydaje mi się zupełną stratą czasu, ale jeszcze całkiem niedawno nawet swoje filozoficzne (i głębokie) myśli próbowałam do nich wklejać! Naprawdę! Teraz patrząc na takie absurdy z 2oo8 roku dociera do mnie, że...
Po 3. Się, k***a, starzeję.
Wszystko musi być pod sznurek, idealnie przeanalizowane i rozegrane. Właśnie - rozegrane. Taktowne. No, po prostu bosko, ale ileż w życiu można się non stop zastanawiać?
Po 4. Nie można. I to też już wiem. Lubię spontaniczność i bardzo ją cenię. Z drugiej strony stawiam na równowagę.
Którą uwielbiam.
I połączenie jednego z drugim też uwielbiam.
Można? Można ;-)

Fajne odgrzebanie wspomnień... tyle przygód już za Nami!




Lubię dziś. Wczoraj też lubię. A najbardziej lubię... jutro :-)

 
I’m feeling 22 ;-)
Forever and always.

sobota, 20 kwietnia 2013

spring.


Weekend.
Ale cóż to za różnica?

A.... jednej rzeczy mi już nie brak - nareszcie przyszła wiosna!
Cudowna, słoneczna, ciepła WIOSNA!

Bo jak się zaczyna wiosna, ta prawdziwa z ciepłym wiatrem, krokusami i żonkilami wszystko jest lepsze niż było. Nawet herbata smakuje mi bardziej o tej porze roku!
Uśmiecham się do soczystej, zielonej trawy. Uśmiecham się do obcych ludzi. Uśmiecham się... ze szczęścia ;-)

W końcu wiosna przyszła i wszystko rozkwita!



Lovin' it.
;-)

środa, 17 kwietnia 2013

I would give all this and heaven too...


Robert - do tego robimy teledysk ;-)
PinkiŁinki ;-)

sobota, 13 kwietnia 2013

big or small. lies are lies.

Nie chcę tu wylewać swoich żali, niemniej jednak gdzieś tam w środku kłębi się zła energia, czekając na okazję, by eksplodować.
Ta zła energia, te złem myśli, uporczywie hamują moją zdolność twórczą... I nie tylko, ale to zostawmy.
Mimo, że staram się - z coraz większym skutkiem - ten biegun ujemny mojego wnętrza wyplewić, pozbawić zdolności do działania, póki co on cały czas pracuje, z dobrym skutkiem.
I nie chce przestać.

(idealnie odwzorowałeś mój nastrój)


Zacznij tam, gdzie jesteś.
Użyj tego, co masz.
Zrób to, co możesz.


Nie jest jak miało być.
(powyższe tyczy się mojego życia zawodowego)


Co do prywaty:
I jeszcze raz. Od początku. Bo nie zawsze nam wszystko wychodzi. Bo nie wszystko jest spełnieniem snów. Bo wyborów trzeba dokonywać na nowo. Bo żeby pójść naprzód należy zrobić krok w tył. Nie żałować. Stawiać czoła.
Każda rodzina ma swoje tajemnice. Moja ma tysiące. Niedopowiedzeń. Ciszy. Zamkniętych oczu. Mnie to nie bawi. Inni się zgadzają.
Czyli... ?

Jeszcze raz. Od początku.
Rozluźnij się.
Spokojnie.
Z wyjątkiem spraw życia i śmierci, nic nie jest tak ważne, jak początkowo się wydaje.

środa, 3 kwietnia 2013

niby religijnie.

Zawsze jak robię zdjęcia na uroczystościach kościelnych to mi źle.
Ogranicza mnie etykieta, religia, spojrzenia, no i jednorazowość całości. Zmarnuję moment - zmarnuję wszystko.
No nie.
Zawsze swego rodzaju backstage wychodzi mi lepiej, pewniej się z nim czuję i nie mam do siebie pretensji.
W tę niedzielę na szczęście nie było tragicznie.
A oto i smaczki z chrzcin Lilianny.

 
I ten ksiądz. Nawiedzeniec się trafił ;-)

Odkryłam też Twitter'a i zaczęłam używać konta na Instagramie ;-)
Zachwyt.

Religijnie, rodzinnie i świątecznie:

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

święta, święta....i po świętach.

Cieszę się, że już po świętach.
Mam nadzieję, że spędziliście je spokojnie i wesoło :-)

Marzec moim okiem (a właściwie dwoma okami):


Niedobrze mi się robi, jak patrzę za okno.



Pieszczoty kochanków bez szczególnej wspólnoty wzroku byłyby niczym.


Polecam krótką lekturę:
http://natretne-mysli.blog.pl/2013/03/24/klucz-do-codziennej-milosci-czyli-jak-uratowac-zwiazek/