poniedziałek, 27 lipca 2015

zielono mi. byO.

Dwa tygodnie urlopu mają swoje plusy i minusy.
Z zasady tak długi pobyt za domem dla mnie ma sporo minusów, bo jestem nawiedzonym domatorem i nudziarzem, więc lubię wszystko do czego jestem przyzwyczajona. Ale trudno, zgodziłam się i nawet szybko minęło - choć myślę, że przez ostatnie dwa dni byłam nie do zniesienia z ciągłym powtarzaniem, że chcę JUŻ do domu.
Wiedziała Wiedźma co brała.

Ale co się działo w moim mieszkaniu w tym czasie?
Diabli wiedzą... cokolwiek to było kwiaty nie przetrwały.
Surfinie padły z nadmiaru wody, lawenda i suchołuska (z której miałam robić bukiety) uschły, a bazylia nie wygląda zbyt okazale... wcale nie wygląda, powiedzmy sobie szczerze.
Trudno, Robert nie jest najlepszym hodowcom.
Dobrze, że kot przetrwał.
Bluszcz też, ale jemu niewiele zaszkodzi :-)
Mieszkanie z plamami, ale nie spłonęło.

Szukajmy pozytywów.

Miałam się tymi zdjęciami pochwalić na koniec wakacji, jak wszystko się pięknie rozrośnie... ale już się nie uda. Przedstawiam zatem początki, gdy w maju bawiłam się w ogrodniczkę, i to, co jeszcze w całkiem niezłym stanie uchwyciłam przed wyjazdem :-)

Nie trzeba mi kupować sukulentów.
Naprawdę daje radę i z czymś bardziej wymagającym!


Wiem, widok z balkonu mam bylejaki :-)

Jędruś! ran twoich niegodnam całować!


Kolejne wakacje w Miłomłynie.
(nie żebym przepadała)
Tym razem, gdy Wiedźma czytała i nie wymagała mojego udziału w swej egzystencji, pracowałam nad kondycją. Ciężko.
Polubiłam biegać, próbowałam (bez sukcesów) zrozumieć Endomondo i zabrakło mi trenera do tenisa i squasha. Co przy tylu sportach można liczyć na plus :-)

...to jakaś ściema, że się człowiek lepiej czuje!
OK, fakt, że mogę zrobić szpagat jest pozytywny, jednak jak WSZYSTKO boli, to i przyjemność wątpliwa. Niemniej, po powrocie do domu zaliczyłam wycieczkę rowerową (żeby nie wychodzić z wprawy) i... kupiłam buty do biegania.
Plan od jutra chwilowo umarł, gdyż klimatyzacja w samochodzie i 35'C w StolYcY zabiło moje gardło.
Trudno.
Jeszcze będzie lepiej, a moja wybiegana, wyrowerowana, wyfitnesowana, wynordikowana i wypływana kondycja pewnie nie WYparuje aż tak szybko, żebym nie miała możliwości biegania dalej :-)

PS. Tu nasz zeszłoroczny wypad.
Muszę przyznać, że było sporo fajniej, bo znamy miejsce i ludzi, ale nadal mają problem z porządnym sprzątaniem pokoi.  I tym razem po pełnych dwóch tygodniach patrzeć nie mogę na frytki i talarki :-)

Mam tyle wad, że mogłabym sprzedawać je na Allegro.
I know, I know, I know.

 
PS. Jednak jestem leśnym ludkiem.
Uwielbiam lasy, rzeki i jeziora.
Nie lubię kleszczy, ale nie jestem stworzona do życia w mieście.
Kiedyś się będzie trzeba do głuszy wyprowadzić.
Oj tak, tego lata zakochuję się codziennie od nowa.

poniedziałek, 20 lipca 2015

siekiera, motyka, żandarm, buda.

Szaro-zwyczajność :-)
Jak mnie to cieszy.


2oo9-2o15
fot. fewshots.blogspot.com, Mycha, Michał Najberg, Michał, Borys, Adam, Jutka, Marzenka, Marcin & Sebastian