czwartek, 10 listopada 2011

za wcześnie posadziłam dupę na laurach.

I ciągle słyszę, że wszyscy wiedzieli, że tak będzie.
Nie, żebym przerabiała to któryś raz, ale właśnie tak jest.

Dziś to samo, rano Wiedziałem, że tak będzie. I aż ugrzęzłam za kółkiem.
Nawet wysiąść z samochodu mi się nie chciało.
Wielkipan.


Cały dzień było nijako.
Może też szukam zagrożenia, kwestii zaczepki.
A potem dostaje maila, w którym widzę ogrom zaufania...i nie wiem czy umiem je olać.
To trochę nie w moim stylu.
Ale to też nie mój świat.
Gdzie jest moje niebo?
Moja plantacja szczęścia?
Nie przestałam w nią wierzyć, ale chyba zarosła ze zmęczenia.
Ledwo co ją widać znad głupot.


Taka wewnętrzna walka jest daleko poza moimi oczekiwaniami, tym co chcę robić.
Człowiek uczy się na błędach.
To też jakaś mądrość ludowa.
Szkoda tylko, że błędy są własne i tak często powielane.
 
 
Chciałoby się wszystko rzucić i pomyśleć.
Ale...po dwóch dniach nie przy biurku mam wyrzuty sumienia.
Choć...z domu jakoś więcej jestem w stanie zrobić.
Łatwiej mi, przyjaźniej w samotni, niż wśród tych ludzi.

 
A myśląc...to nie ma jak.
W myślach mam kredyt i mieszkanie.
I, o dziwo, mamę.
Kwestia odpowiedzialności.
Gdzieś pomiędzy prywatą i życiem zawodowym.
Ufam i wątpię.
Tak na zmianę.
Wierzę, mam nadzieję, a za chwilę powracam do szarej rzeczywistości.
Czas sieje zwiątpienie.
Czekanie doprowadza mnie do obłędu.
I właściwie, na co czekam?
Ciągle pytam siebie, co robić?
Co jestem w stanie zrobić?
Zadaję sobie odwiedzne pytanie, dlaczego?

I ku własnemy przerażeniu czekam na wnioski Życia.
Samo wszystko zweryfikuje?

 
Muszę odebrać a33 i ten drugi camer.
Jakoś to będzie.
Wróćmy do fotografii, świat zza soczewki daje mi większe poczucie bycia at the right place.












Wnioski:
Życie uczy cierpliwości i tego, że spełnione marzenia nie zawsze są właściwym scenariuszem.
Cierpliwości, Mycha.

Uśmiechu!
:-)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz