czwartek, 14 listopada 2013

egypt. the sun in my eyes.


Po powrocie mam mieszane uczucia.
(szok, jak ten tydzień szybko minął)
Wycieczka stanowiła dla mnie pewną weryfikację.
(...)
Definicja hipokryzji.
Mam trochę inny pomysł na siebie.
Kocham angielski.

 
Poczynając już od lotniska, była to kolejna przygoda, dzięki której poznałam więcej świata, ludzi. Zobaczyłam, że życie kawałek dalej może wyglądać całkiem inaczej. Kwestia dostosowania.
Będę tęsknić za (prawie) prywatnym basenem, ciepłym morzem, (moim) przyjacielem Gekonem, kolorową rafą, wschodami i zachodami słońca, kotami, latarniami, pustynią i wysoką temperaturą.
Najbardziej, jak zawsze, za fantastycznymi ludźmi, których udało mi się poznać.
I mam tu na myśli nie tylko zabawnych Egipcjan, ale również Polaków, na których dane nam było trafić. To cudowne, że tak daleko od domu można spotkać ludzi, którzy sprawiają, że chce się wracać do Polski.
Bo przecież uwielbiam ten kraj.

A z zupełnie innej beczki to mimo, że jak na przeciętnego Polaka wiem dużo na temat kultury arabskiej, to wszystko co z tą kulturą związane nadal wprawia mnie w prawdziwe osłupienie.
Ale nic nie jest w stanie przebić widoku i słuchania modlącego się muzułmanina o wschodzie słońca w piątek (dzień święty Islamu) nad brzegiem morza (zdjęcia z tego konkretnego wschodu powyżej).

PS. Te chipsy to wcale nie Lay's.
PS2. Nie są paprykowe.
PS3. Są solone :-) (można też dostać solone z cytryną, solone z octem, solone z cebulą...)




I tak poznałam Egipt.
I tak pokochałam Egipt.

4 komentarze: