sobota, 12 lipca 2014

mycha kupiła mieszkanie = mycha wzięła kredyt.

Ha ha ha.
Podsumowując mój poprzedni wpis na ten temat (tutaj), to nie, żebym się jakoś nadmiernie chwaliła, ale... DOKONAŁAM tego.

Kupiłam mieszkanie = dostałam kredyt.

Ostatecznie podpisałam PIĘĆ aktów notarialnych.
Czeka mnie oczywiście jeszcze jeden stwierdzający ostateczne przeniesienie prawa własności, gdzieś w sierpniu, gdy mój deweloper się ogarnie.
Po podpisaniu piątego aktu nie obyło się jednak bez przygód. Nagle wszystko nie zrobiło się nadzwyczaj proste i oczywiste...
Na ostatnim akcie widniała magiczna data - 30.05, jako data wpłaty transzy banku na konto dewelopera. Niestety 30.05 dostałam dopiero wzór umowy, czyli niejako potwierdzenie ze strony banku, że tak - udzielimy Ci kredytu... za jakieś dwa tygodnie.
Nie rozumiecie?
Ano, ja też nie bardzo wiedziałam co mają na myśli :-)
Okazuje się bowiem, że w tym momencie akty notarialne w oczach banku przestają mieć jakąś wiążącą moc prawną (absurd - nie pierwszy, nie ostatni), a nabierają jej nawet zwykłe oświadczenia. To mniej więcej znaczy, że moja panika związana z przekroczeniem wskazanych dat... była zbędna.
Od momentu, gdy bank prześle nam swą decyzję (zakładając, że mówimy tylko o tych pozytywnych) wraz z propozycją umowy, może dostosować do niej już wszystko.
I tak właśnie było u mnie.
Na samej umowie wpisano kolekcję warunków, które deweloper musi spełnić, abym ja mogła ją podpisać:
- trylion zaświadczeń,
- milion aktów notarialnych,
- tysiąc dokumentów o nieruchomości,
- oświadczenie, że komórka lokatorska jest pomieszczeniem przynależnym (był na ten temat osobny akt),
- oświadczenie o przedłużeniu terminów płatności.

Żeby było zabawniej, gdy dostarczyłam wszystkie dokumenty okazało się jeszcze, że za w/w i wielokrotnie omawianą komórkę lokatorską... muszę zapłacić sama. Dodano też jakieś abstrakcyjne koszty, przez co w minutę byłam lżejsza o ponad 10 tysięcy złotych. A to wcale nie napawało mnie entuzjazmem mając w perspektywie remont, a właściwie tylko podstawowe urządzenie mieszkania...
Koniec końców pieniądze wpłaciłam, umowę podpisałam, bank przelał swoją transzę, podpisałam wniosek o wypłatę środków w ramach MDM, MDM swoją transzę wpłacił.

Zgodnie z harmonogramem wpłat jestem właścicielką miejsca postojowego, prawie 5cio metrowej piwniczki i mam do spłacenia szalony kredyt na 30 lat, którego ostatnią ratę wpłacę 20.06.2044 roku :-)


Krótko podsumowując, to mimo całego zamieszania, tego ile to wszystko trwało, jak dużo nerwów i refleksji mnie kosztowało (o pieniądzach nie wspomnę)... to było warto.
Posiadanie własnego miejsca na ziemi, nawet jeszcze nie urządzonego, gdzie nie ma ubikacji i umywalki... jest strasznie przyjemne. Podejmowanie decyzji o podłogach, prysznicach czy oświetleniu jest naprawdę czymś, czego z całego serca życzę każdemu :-)
Gdy przekracza się własny próg zupełnie innego znaczenia nabiera stwierdzenie czuć się jak w domu. Szczególnie dla mnie, człowieka, który dość szybko aklimatyzuje się wszędzie, gdzie trafi :-)

Oczywiście moje okrojone fundusze złotówkowe pozwolą jedynie na podstawowe zagospodarowanie przestrzeni: zainstalowanie podłóg i ogrzewania podłogowego, WC i prysznica, szafek w łazience i umywalki, w pewnej części oświetlenia (bo na pewną jego część nie mogę się zdecydować), drzwi, parapetów, karniszy i (może) listew przypodłogowych :-)
A także na zakup pralki i lodówki.
O!
...nawet na lemingowe zakupy regałów Billy nie będzie mnie stać - reszta po prostu poczeka. Bawi mnie to i cieszy jednocześnie ;-)
Będę mogła wszystko sobie na spokojnie przemyśleć... wielokrotnie i już u siebie :-)

Dopisek 2.08.2014:
Ostatecznie kupiłam listwy, stać mnie na regały i nawet zamówiłam kuchnię :-)



Jeszcze raz zaznaczę, że moja przygoda z kupowaniem mieszkania i kredytem była trudna z kilku... nastu powodów. Prowadzę działalność stosunkowo krótko, kupowałam mieszkanie od MTBS i to przed zakończeniem budowy, zmieniałam ostatnio często miejsce zamieszkania i adres zameldowania, rzeczoznawca miał problem z określeniem wartości nieruchomości, na tym samym akcie dodałam miejsce postojowe i komórkę lokatorską... dużo tego było.
Ważne, że dobrze się skończyło.
Czego i innym życzę :-)

PeeS. O przygodach związanych z remontem z pewnością jeszcze coś wyskrobię :-)

6 komentarzy:

  1. Gratuluję! :)

    Ale za życzenia wybierania podłóg czy oświetlenia to ja podziękuję ;) No ale co kto lubi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samo wybieranie jest ok :-) gorzej z całą resztą... poczynając od dostępności tego, co wybierzesz... :-)

      Usuń
  2. Fajnie, ze mozna po swojemu ale my mieliśmy juz po dziurki w nosie... Za duzo... Szczególnie, ze nasze wybory zaczynamy sie juz na etapie murów,dachu,okien...potem reszta juz tak meczyla... :P Gratuluje:) Kiedy masz plan zamieszkać?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed końcem miesiąca - jak tylko drzwi dojado :-)
      Swoją drogą to też kwestia ekipy... wiele rzeczy może za nas ktoś wybierać i ewentualnie pytać o akceptację, ja tak urządziłam łazienkę :-D

      Usuń
  3. Gratuluję, ponieważ wiem, że nie zawsze taki kredyt można otrzymać, a Tobie się udało! Życzę też, aby w nowym mieszkaniu żyło się cudownie i spokojnie, a o kredycie z czasem można zapomnieć, jeśli ustawi się cykliczne płatności :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I jak sobie poradziłaś z kredytem? Udało się wszystko załatwić dość szybko, czy były jakieś komplikacje? Pytam, ponieważ temat kredytów nie jest mi obcy i też właśnie coraz to częściej myślę o zaciągnięciu kredytu, ale trochę sie obawiam tak długiego okresy kredytowania.

    OdpowiedzUsuń