Kula u nogi :-)
Będąc na drugim roku studiów mam kilka dylematów.
I na przemyślenie ich zaaaa mało czasu.
Bo z jednej strony to już długo i wystarczająco drogo, żeby się nie cofać.
Z drugiej, to jednak nadal nic, bo nic samo się nie zrobi.
A mi i pomysłów brak. I chęci. I czasu.
Tytuł doktora kojarzy się ludziom z wiedzą, doświadczeniem i prestiżem.
Robienie doktoratu nigdy nie stanowiło dla mnie szczególnego powodu do dumy.
Oczywiście sama idea pisania pracy doktorskiej jest w porządku.
Z tym, że ja naprawdę mam problem z ogarnianiem 5ciu rzeczy na raz.
Nic, lub ostatecznie niewiele, z tego wynoszę.
I wiedzy, i przyjemności.
Co po tytule, jak pusto w szkatule!
Doktorat MA oczywiście swoje plusy. Ale w pewnym momencie człowiek i tak stwierdza, że mu się po prostu nie chce.
Nie mam w planie zabijać niczyjego entuzjazmu, ale... kiedy robić doktorat?
...gdy dają gwarancję posady na uczelni :-)
Kiedyś magister też kojarzył się z prestiżem ;) Teraz to już nie wiem czy coś się kojarzy. Może profesura? ;)
OdpowiedzUsuńE... może? :-)
Usuń