Podtytuł:
Florence.
I cała reszta.
;-)
Zacznę od całej reszty i pominę, że większości nie widziałyśmy albo widzieć nie chciałyśmy.
Katy B dubstep'owo roztańczyła towarzystwo, ale... jesteśmy na nią za stare i szybko zwiałyśmy. Zupełnie inaczej rzecz się miała z Tres.B. Zespół z założenia miał wystąpić na małej krakowskiej scenie (na której to właśnie wystąpiła Katy), ale z powodu opóźnienia Wu-Tang Clan'u przeniesiono ich na dużą. Dali bardzo dobry, mocno gitarowy koncert.
Zupełnie ich nie znając stwierdziłyśmy, że to naprawdę dobre brzmienie. Wokalistka Misia czarowała nie tylko wokalem, ale i gitarą w kształcie motyla... a moje osobiste serce podbiła swoją sympatycznością:
czy Panowie ochroniarze mogliby...? ;-)
Tu ta sama piosenka w bardziej koncertowym (lepszym) wydaniu, tylko nie wiem, dlaczego blogger ma problem ją dodać:
http://www.youtube.com/watch?v=OVWJ-Ii1YH0
I Florence...
Klasa sama w sobie. Olbrzymia publika, która miała naprawdę gigantyczne oczekiwania. I dostała co chciała ;-)
Trzeba przyznać, że zespół pokazał na co go stać, a jeśli o sam koncert chodzi to nie brakło w nim niczego. Ta ruda wariatka biegała po scenie boso, wypełniając cały plac energią i po raz kolejny udowadniając swoją niepodrabialną charyzmę. Chwilami wydawało mi się, że musi być naćpana, ale z perspektywy myślę, że ma po prostu niepokolei ;-)
No i ten głos...
Nie jestem wielką fanką udowadniania, że muzyczna wiedza robi dużo, ale to co FW potrafi zrobić ze swoim czystym i klasycznym kontraltowym wokalem przechodzi wszelkie pojęcie...
Był to jedyny koncert festiwalowy dla nich tego lata, a także jeden z niewielu, które miały odbyć się w tym roku. Trudno się dziwić, że spragniony tłum dawał z siebie wszystko. Trudno się także dziwić wzruszeniu samej Florence, która była bardzo przejęta reakcjami tłumu, plecionymi wiankami i (niestety) złotym brokatem, który publiczność chętnie jej wręczała.
Mam głębokie poczucie, że jednak żaden ze mnie fan. Z drugiej strony nigdy nim być nie chciałam, a po prostu wolę pozostać koneserem talentów ;-) Ino było mi niezmiernie dziwnie dowiedzieć się, że nie jest to pierwszy koncert zespołu w Polsce... ale przecież trzy lata temu nawet nie wiedziałam, że ten zespół istnieje ;-)
Jesteście najlepszą publicznością na świecie.
Florence.
I cała reszta.
;-)
Zacznę od całej reszty i pominę, że większości nie widziałyśmy albo widzieć nie chciałyśmy.
Katy B dubstep'owo roztańczyła towarzystwo, ale... jesteśmy na nią za stare i szybko zwiałyśmy. Zupełnie inaczej rzecz się miała z Tres.B. Zespół z założenia miał wystąpić na małej krakowskiej scenie (na której to właśnie wystąpiła Katy), ale z powodu opóźnienia Wu-Tang Clan'u przeniesiono ich na dużą. Dali bardzo dobry, mocno gitarowy koncert.
Zupełnie ich nie znając stwierdziłyśmy, że to naprawdę dobre brzmienie. Wokalistka Misia czarowała nie tylko wokalem, ale i gitarą w kształcie motyla... a moje osobiste serce podbiła swoją sympatycznością:
czy Panowie ochroniarze mogliby...? ;-)
Tu ta sama piosenka w bardziej koncertowym (lepszym) wydaniu, tylko nie wiem, dlaczego blogger ma problem ją dodać:
http://www.youtube.com/watch?v=OVWJ-Ii1YH0
I Florence...
Klasa sama w sobie. Olbrzymia publika, która miała naprawdę gigantyczne oczekiwania. I dostała co chciała ;-)
Trzeba przyznać, że zespół pokazał na co go stać, a jeśli o sam koncert chodzi to nie brakło w nim niczego. Ta ruda wariatka biegała po scenie boso, wypełniając cały plac energią i po raz kolejny udowadniając swoją niepodrabialną charyzmę. Chwilami wydawało mi się, że musi być naćpana, ale z perspektywy myślę, że ma po prostu niepokolei ;-)
No i ten głos...
Nie jestem wielką fanką udowadniania, że muzyczna wiedza robi dużo, ale to co FW potrafi zrobić ze swoim czystym i klasycznym kontraltowym wokalem przechodzi wszelkie pojęcie...
Był to jedyny koncert festiwalowy dla nich tego lata, a także jeden z niewielu, które miały odbyć się w tym roku. Trudno się dziwić, że spragniony tłum dawał z siebie wszystko. Trudno się także dziwić wzruszeniu samej Florence, która była bardzo przejęta reakcjami tłumu, plecionymi wiankami i (niestety) złotym brokatem, który publiczność chętnie jej wręczała.
Mam głębokie poczucie, że jednak żaden ze mnie fan. Z drugiej strony nigdy nim być nie chciałam, a po prostu wolę pozostać koneserem talentów ;-) Ino było mi niezmiernie dziwnie dowiedzieć się, że nie jest to pierwszy koncert zespołu w Polsce... ale przecież trzy lata temu nawet nie wiedziałam, że ten zespół istnieje ;-)
Jesteście najlepszą publicznością na świecie.
I pomyśleć, że zaczynała od śpiewania na cmentarzach ;-)
A oto co mi udało się stworzyć z tej okazji:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz