Nie wiem, która to moja
edycja, ale zawsze się powtarzam, a teraz mam NOWEGO (dla mnie) bloga, którego BARDZO chcę polecić :-)
Takiego, który wywrócił do góry nogami moje podejście do...
statystyki :-)
1. Janina.
Rozumiecie, oni patrzą na ten numer, co to się zaczyna trzema literkami i
stąd ja mam takie podejrzenie, że wielu irlandzkich sprzedawców ma w
sobie głębokie przekonanie, że Polska jest kolonią Cesarstwa Rzymskiego i
w związku z tym na w moim dowodzie moja data urodzenia jest oznaczona
cyframi rzymskimi, a wieczorami lubię sobie leżeć w lektyce z moim mężem
Wojciechuszem i zastanawiać się, kiedy spółdzielnia mieszkaniowa
wybuduje nam ten akwedukt w okolicy, a potem dzwonię do mojego brata i
mówię mu, że nie przejmuj się, Krzystofiuszu, to nie ma znaczenia,
którym zjazdem z A4 zjedziesz, bo i tak wszystkie drogi prowadzą do
Rzymu.
I tradycyjnie:
2. Marysia.
Moja relacja z kuchnią jest dość trudna. Bywam w niej często, kilka razy
dziennie jem, co 15 minut ją sprzątam, ale nigdy nie gotuję (no zdarza
mi się raz w roku zrobić jakiś obiad, jak Michał wyjeżdża na dłużej).
Gotowanie z jednej strony śmiertelnie mnie nudzi, z drugiej nie do końca
rozumiem po co tak się męczyć. Bo wiecie, najeść się można, nawet jeśli
nic się nie ugotuje — nie trzeba do tego ani brudzić kuchni, ani
marnować czasu. Te wszystkie przepisy bardzo mnie stresują, bo trzeba
tam robić szesnaście rzeczy na raz, a na koniec „doprawić do smaku”. Co
to w ogóle znaczy „do smaku” i w ogóle do czyjego smaku to ma być??? Ja
jestem umysł ścisły i potrzebuję konkretnych wytycznych! Czy to ma być 1
gram, czy cała łyżka? Gotowanie to dla mnie po prostu czyste
szaleństwo.
3. Paweł. W końcu nie jestem feministką.
Wiesz, jak się nazywają ulubione czipsy hydraulików?
– KRANCZIPSY!