My, my... ;-)
poniedziałek, 27 maja 2013
niedziela, 26 maja 2013
berlin calling.
Po tygodniu z rodziną wpadłam w jeszcze większy burdel domowy.
Dobrze choć, że pogoda sprzyja spacerom.
A co do ogólnego burdelu rodzinnego i wrażeń pourodzinowych... czy posiadanie dzieci jest aż tak absorbujące, że człowiek zaczyna być niekulturalny?
Wydaje mi się, że jednak nie i że to kwestia otwartości, chęci, normalności. I jak stwierdził Luka... rutyny ;-)
W końcu rodzenie i wychowanie nie musi urastać do rangi najgorszej rzeczy pod słońcem (choć nie twierdzę, że nie jest najtrudniejszą - a efekt zawsze może zaskoczyć).
W moim życiu się trochę zmienia. Sa-mo-ist-nie ;-)
Mieszkanie prawie sprzedane, pewne zależności rozliczone.
Nie chciałabym mieć dziecka takiego, jak ja, ale z zupełnie innych przyczyn, niż można by osądzić.
Uważam, i zawsze będę uważała, że postąpiłam słusznie, a tego, co właśnie się dokonuje nie będę żałowała.
Kupuję sobie święty spokój bez podziału 50/50. Niech to będzie moja cena, jeżeli ktoś naprawdę chce ją liczyć w złotówkach.
Odbieram i jednocześnie daję sobie coś bezcennego.
Coś każe mi również sądzić, że to co sobie odbieram (mimo swej bezcenności) jest warte dużo mniej niż to, co sobie daję.
W życiu wszystko jest dane bez gwarancji.
Szkoda, że niektórzy pewne rzeczy biorą za pewnik.
Jakże błędnie.
PS.
Od wczoraj stałam się szczęśliwą posiadaczką gitary klasycznej ;-)
Drżyjcie sąsiedzi!
Dobrze choć, że pogoda sprzyja spacerom.
A co do ogólnego burdelu rodzinnego i wrażeń pourodzinowych... czy posiadanie dzieci jest aż tak absorbujące, że człowiek zaczyna być niekulturalny?
Wydaje mi się, że jednak nie i że to kwestia otwartości, chęci, normalności. I jak stwierdził Luka... rutyny ;-)
W końcu rodzenie i wychowanie nie musi urastać do rangi najgorszej rzeczy pod słońcem (choć nie twierdzę, że nie jest najtrudniejszą - a efekt zawsze może zaskoczyć).
W moim życiu się trochę zmienia. Sa-mo-ist-nie ;-)
Mieszkanie prawie sprzedane, pewne zależności rozliczone.
Nie chciałabym mieć dziecka takiego, jak ja, ale z zupełnie innych przyczyn, niż można by osądzić.
Uważam, i zawsze będę uważała, że postąpiłam słusznie, a tego, co właśnie się dokonuje nie będę żałowała.
Kupuję sobie święty spokój bez podziału 50/50. Niech to będzie moja cena, jeżeli ktoś naprawdę chce ją liczyć w złotówkach.
Odbieram i jednocześnie daję sobie coś bezcennego.
Coś każe mi również sądzić, że to co sobie odbieram (mimo swej bezcenności) jest warte dużo mniej niż to, co sobie daję.
W życiu wszystko jest dane bez gwarancji.
Szkoda, że niektórzy pewne rzeczy biorą za pewnik.
Jakże błędnie.
fot. Mycha & Mimon
PS.
Od wczoraj stałam się szczęśliwą posiadaczką gitary klasycznej ;-)
Drżyjcie sąsiedzi!
niedziela, 19 maja 2013
tango - noc muzeów 2o13.
Komunijnie odnawialiśmy się tegorocznie z okazji zeszłorocznej komunii ;-)
No i poleźliśmy na Noc Muzeów. Ale co to za Noc Muzeów na dwa muzea? I tak lepsza taka niż żadna!
Najważniejsze jest,
by gdzieś istniało to,
czym się żyło:
i zwyczaje,
i święta rodzinne.
I dom pełen wspomnień.
Najważniejsze jest,
by żyć dla powrotu.
No i poleźliśmy na Noc Muzeów. Ale co to za Noc Muzeów na dwa muzea? I tak lepsza taka niż żadna!
fot. Mych & Mimon
Najważniejsze jest,
by gdzieś istniało to,
czym się żyło:
i zwyczaje,
i święta rodzinne.
I dom pełen wspomnień.
Najważniejsze jest,
by żyć dla powrotu.
poniedziałek, 13 maja 2013
niedziela, 12 maja 2013
wsi mazurska. wsi spokojna.
Majówkę mą rozpoczęłam w piątek, a właściwie w niedzielne popołudnie.
Przedpołudniowo już podróżując w stronę Mazur.
(w doborowym towarzystwie ;-))
Poprawka dla tych dokładnych - Mazur, względnie Warmii. Podział dla mnie idiotyczny, historyczny, zrozumiały i nieakceptowalny. 35 km nie robi mi żadnej różnicy i lądując w okolicach Bartoszyc - ląduję na Mazurach.
Było dziecinnie, rodzinnie, swojsko, miło.
Również w podróży powrotnej.
Pogoda genialna, kark spalony, nogi lekko zaróżowione, a nie białe jak mąka.
Same plusy - nawet na wadze. + 2.
Oby kolejny raz prędzej niż za 3 lata.
To co... może wyprowadzić się na Mazury? ;-)
W końcu mam ten komfort, ze dom jest w moim sercu i gdzie bym się nie znalazła czuję się u siebie. Jestem wolna i jestem w domu ;-) Jak kot, który chodzi własnymi ścieżkami... z aparatem ;-)
Oj... nie wyobrażam sobie życia bez muzyki, podróżowania i przyjaciół!
PS. Muszę to napisać.
Chodzi mi o Juwiczów, a właściwie o samego Juwicza.
Mija pewnie jakieś 7 lat, jak się znamy. Ciężko stwierdzić, kiedy właściwie się poznaliśmy, bo pierwsze spotkanie w realu, a nie wirtualnym świecie, miało miejsce po wielu miesiącach od dni, kiedy jakimś cudem nawiązaliśmy kontakt.
I dziś, mogę stwierdzić, że... jestem zaskoczona.
Mimo odległości, zmian, i to jakże diametralnych w juwiczowym świecie, czuję się właściwie jego elementem. Nie wiem, jak to określić. Te kilka lat temu, (już pomijając, że nie pomyślałabym, że Juwicz spotka taką oto Agę) to niezależnie - nie pomyślałabym, że ta nasza znajomość przetrwa.
Ogółem - ogrom plusów.
Życie mnie zaskakuje.
Lubię być (czasem) zaskakiwana przez życie.
Fajne to takie ;-)
Lubię przypadki.
To jeden z moich ulubionych przypadków ;-)
Przedpołudniowo już podróżując w stronę Mazur.
(w doborowym towarzystwie ;-))
Poprawka dla tych dokładnych - Mazur, względnie Warmii. Podział dla mnie idiotyczny, historyczny, zrozumiały i nieakceptowalny. 35 km nie robi mi żadnej różnicy i lądując w okolicach Bartoszyc - ląduję na Mazurach.
Było dziecinnie, rodzinnie, swojsko, miło.
Również w podróży powrotnej.
Pogoda genialna, kark spalony, nogi lekko zaróżowione, a nie białe jak mąka.
Same plusy - nawet na wadze. + 2.
Oby kolejny raz prędzej niż za 3 lata.
#wekiblu ;-)
To co... może wyprowadzić się na Mazury? ;-)
W końcu mam ten komfort, ze dom jest w moim sercu i gdzie bym się nie znalazła czuję się u siebie. Jestem wolna i jestem w domu ;-) Jak kot, który chodzi własnymi ścieżkami... z aparatem ;-)
Oj... nie wyobrażam sobie życia bez muzyki, podróżowania i przyjaciół!
PS. Muszę to napisać.
Chodzi mi o Juwiczów, a właściwie o samego Juwicza.
Mija pewnie jakieś 7 lat, jak się znamy. Ciężko stwierdzić, kiedy właściwie się poznaliśmy, bo pierwsze spotkanie w realu, a nie wirtualnym świecie, miało miejsce po wielu miesiącach od dni, kiedy jakimś cudem nawiązaliśmy kontakt.
I dziś, mogę stwierdzić, że... jestem zaskoczona.
Mimo odległości, zmian, i to jakże diametralnych w juwiczowym świecie, czuję się właściwie jego elementem. Nie wiem, jak to określić. Te kilka lat temu, (już pomijając, że nie pomyślałabym, że Juwicz spotka taką oto Agę) to niezależnie - nie pomyślałabym, że ta nasza znajomość przetrwa.
Ogółem - ogrom plusów.
Życie mnie zaskakuje.
Lubię być (czasem) zaskakiwana przez życie.
Fajne to takie ;-)
Lubię przypadki.
To jeden z moich ulubionych przypadków ;-)
majowo. chrz(ci)cielnie.
Kolejnym majowym przystankiem fotograficznym były chrzciny.
Kariny. Karinki.
Śmiechu ponad miarę, bo też do tej rodziny zawsze z przyjemnością wracam ;-)
Alph'a mimo ponownego naładowania baterii koniec końców odmówiła współpracy.
Ups.
(po powrocie do W-wy wylądowała w serwisie - 350 pln za 50 minut pracy!)
(trzeba się przebranżowić!)
Oto jak wyglądam... z tej drugiej strony ;-)
Kocham życie, bez względu na to, czy ono mnie kocha czy nie ;-)
Kariny. Karinki.
Śmiechu ponad miarę, bo też do tej rodziny zawsze z przyjemnością wracam ;-)
Alph'a mimo ponownego naładowania baterii koniec końców odmówiła współpracy.
Ups.
(po powrocie do W-wy wylądowała w serwisie - 350 pln za 50 minut pracy!)
(trzeba się przebranżowić!)
Oto jak wyglądam... z tej drugiej strony ;-)
fot. Mycha & Ania
Subskrybuj:
Posty (Atom)